W Hollywood zapanowała moda na komedie z gwiazdami-seniorami. Trend zapoczątkował Robert De Niro "Depresją gangstera", po której zaczął staczać się w dół kolejnymi coraz głupszymi komedyjkami. Obawiam się, że Nicholson i Harrison Ford zamierzają pójść jego śladami.
"Dwóch gniewnych ludzi" jest filmem przeciętnym. Znacznie gorszym od pierwszej "Depresji gangstera". Owszem, ma kilka śmiesznych scen, lecz jako całość nie sprawdza się i z kina wyszedłem znudzony. Plejada gwiazd nie wiele filmowi pomaga. Owszem Woody Harrelson jako Galaxia jest świetny, wybór Johna C. Reilly'ego na eks-szkolnego-terrorystę-teraz-buddystę też jest interesujący. Nie zmienia to faktu, że główna para nie jest ze sobą tak dobrana jak to było w "Depresji gangstera". Sandler gra jak zwykle. Jego fenomen popularności jest dla mnie całkowitą zagadką. Nicholson gra jak by to były "Czarownice z Eastwick", szkoda tylko, że czarownic nie ma. Jest najbardziej przekonujący i zabawny, kiedy jest najbardziej demoniczny. Jednak jako świrnięty psychiatra nie dorasta nawet do pięt Tracey Ullman i może dlatego trudno mi było kupić tę historię.
W sumie, gdyby to był samodzielny film, być może nie oceniałbym go tak surowo. Ponieważ jest to jednak jeden z wielu podobnych komedii z podstarzałymi gwiazdami, jestem wobec niego bardziej surowy.
Owszem na lato film w sam raz. Jednak dlaczego stał się on w Ameryce takim przebojem? Nie jestem w stanie tego zrozumieć.
Do obejrzenia i zapomnienia.