"Odlotowcy" ukazują ciekawą kwestię rozumienia pojęcia "sukces" w muzyce.
Dla przeciętnego Kowalskiego (zjadacza popu/rocka/dance) sukces przekłada się na ilość sprzedanych płyt - i to jest już pierwszy błąd. Wytwórnie pokroju Capitol Records nie wydadzą głębokiej, acz niszowej muzyki bo zwyczajnie jej nie sprzedadzą. Jeśli więc komponujesz art pokroju eksperymentalna elektronika, wybij sobię z głowy kontrakt na miliony $. Wartości artystycznej nie przekłada się na pieniąchy.
Podsumowując - filmik świetnie pokazuje realia i stereotypowe podejście mas.
Dokładnie, może "Airheads" jako film-komedia jest średni, ale dobrze pokazuje jak szołbiznes funkcjonuje. I jaki powinien być rock&roll :)
Są, ale filmowi wyraźnie brakuje czegoś, co zachęcałoby, żeby go ponownie obejrzeć. I jako fan Buscemiego mam wrażenie, ze jego rola została dość spłycona :( A mógł to być naprawdę świetny film, miał potencjał.
Jeden koleś bardzo pokaźnego formatu chciał umożliwić wybicie się nawet niszowym muzykom i zrobienie na tym kasy, ale - niestety - jego mega imperium upadło w starciu z amerykańskim imperium zła.
Poza tym aspektem filmu zwróciłem jeszcze uwagę na dwie sceny - jedną w której pokazano jak młodzi marzą o sukcesie chociaż nie mają światu nic do przekazania (jak z 95% obecnego rynku muzycznego) oraz drugą w której wychodzi niedojrzałość postaci Frasera w związku i to jak przy kumplach nie okazuje żadnego wsparcia czy zainteresowania swojej dziewczynie.